O Twardowskim i nie tylko


Autor: samotnosc-1
03 czerwca 2008, 21:07
Ten konkurs recytowania poezji Twardowskiego odbył się w czwartek.
Wyszło, że na jakieś 9 osób dostałam trzecie miejsce. Zacięłam się już przy pierwszej linijce:/ i później jeszcze raz :/.

Ostatnio cały czas były te próby na bierzmowanie... A jutro chwila prawdy, bo samo bierzmowanie... Nawet się nie przejmuję, mimo że czytam komentarz do darów. Najbardziej to się przejmuję tym, co założę, bo jest tak gorąco... Masakra Ale jedno jest w tym dobre, że prawdopodobnie krem, który mi ostatnio ciocia kupiła działa odczulająco i jak mnie słoneczko przygrzeje to uczulenie NIE WYCHODZI!!! Może w końcu się opalę jak człowiek!!!

Co do ocen końcowo-rocznych to wszystko idzie po mojej myśli, a może raczej nawet jeszcze lepiej...
Bardzo możliwe, że znowu się załapię na stypendium... Ale nawet mnie to nie cieszy :/ Bo z tym stypendium to jest taka przytłaczająca "historia".
Za każdym razem jak je dostanę to mojej skromnej osobie nawet połowa się nie trafia, bo pieniądze zgarnia mama i mi tylko skromną część daje!!!!!!!! CHAMSTWO!!!!!!! I to niby na "moje książki do szkoły". A przecież one wcale nie kosztują 300 zł, bo dużo z nich "dziedziczę" po siostrze lub kuzynie. I najgorsze jest to, że rodzina a szczególnie babcia stoi za mamą, tak więc nie mam żadnej podpory w tym, żeby wyegzekwować od mamy większą sumę. Ona nie rozumie tego, że to ja po nocach siedzę i się uczę na te oceny!!!!!!!! I to ja muszę wszystkie zadania skrzętnie odrabiać!!!! Chodzić na jakieś wystawy i konkursy dla szóstki z polskiego!!!!!! Dlatego ja w tym roku nie mówiłam mamie jaka mi średnia wychodzi, chociaż aż mnie korci, żeby się siostrze pochwalić (bo my tak trochę konkurujemy), ale ona zaraz do mamy poleci. Jest taka tradycja, że na rozdanie stypendii przychodzi uczeń z rodzicem, ale ja chyba nawet mamie nie powiem,że mam stypendium.... Ożesz!!!! właśnie mi się przypomniało, że oni dzwonią do rodziców, żeby powiadomić o stypendium... Wszyscy koledzy i koleżanki dziwią się, że ja daję sie mamie tak wyzyskiwać, ale ja nie lubię się z nią kłócić... ale aż mnie telepiece, jak pomyślę o tym stypendium........ STRACONYM stypendium.................................................................................................................................
04 czerwca 2008
no może czsami mi daje trochę pieniędzy... ale czasami...
04 czerwca 2008
tu chodzi o to, że ona mi nie daje praktycznie w ogóle pieniędzy oprócz marnych 10 zł kieszonkowego na miesiąc. ona też od ojca dostaje alimenty na mnie, ale o nich już w ogóle nie wspomnę. tak, żeby Ci zobrazować moją sytuację dodam, że przez cały obecny rok szkolny ubrania jakie mi kupiła to: 3 pary skarpetek, jedna bluza za 20zł i 20zł dołożyła do kostiumu (żakiet+spodnie), który ogólnie kosztował 170zł.
Dodam, że na urodziny mi nawet życzeń nie złożyła, tak więc ŻENADA.
A wcale tak mało nie zarabia.
Dużym plusem, jaki w niej widzę to chyba tylko to, że na dużo rzeczy mi pozwala...
kolejny-dzien
03 czerwca 2008
hmm... u mnie wyglądało to tak, ze nigdy nie miałam kieszonkowego a mama dawała mi na co trzeba było, jednocześnie kontrolując moje wydatki i zakupy. też miałam "własne" pieniądze, np alimenty:D ale nie upominałam się o nie, bo nie były mi potrzebne. jak coś chciałam to mama i tak mi dawała. a teraz dopiero widzę ile kosztuje życie. pomijam czynsz i rachunki, ale właśnie jakieś nowe kosmetyki, ciuch jakiś, tu okazja to klapki, tam gazeta i dwa zeszyty a kasa leci... więc wytłumacz mi dlaczego uważasz je za stracone??

Dodaj komentarz