Archiwum 04 lipca 2008


Malowanko na śniadanko
Autor: samotnosc-1
04 lipca 2008, 17:17

Dzisiaj zaczęły się ekologiczne dni  naszego miasta. Zapisałam się na warsztaty plastyczne, więc dzisiaj punkt 12.00 byłam w szkole. Mięliśmy malować na płótnie farbami olejnymi malowidła na temat "Piękno lasów i jezior". To są takie warsztaty, w których najlepsze prace są nagradzane i jak co roku poziom jest wysoki, aż dziw bierze, że tyle zdolnych plastycznie osób mieszka w naszej mieścinie!! Warsztaty trwają dwa dni dzisiaj i jutro. Ja namalowałam jeziorko z trzcinami na pierwszym planie i w tle z kościółkiem, sądem i jakimiś innymi budykami przeplatanymi zielenią.

Wszyscy się moją pracą zachwycali, nie wiem nawet zbytnio dlaczego, bo widziałam tam prace o wiele piękniejsze od mojej, ale faktem jest, że moja jest taka specyficzna, robiona inną techniką malarską - och, jak to pięknie brzmi :P

Jutro się dowiemy co z tego będzie, bo muszę ją jeszcze trochę podmalować.

Najgorsze jest w tym to, że przy okazji malowania ubrudziłam farbą moją nową spódniczkę, którą założyłam w związku z wysokimi temperaturami...  Niby miałam na sobie dla ochrony założoną jakąś starą dlugą bluzkę, ale jeszcze mi kawałek spódniczki wystawał i akurat go sobie wybrudziłam!!

Uśmiechy dnia wczorajszego
Autor: samotnosc-1
04 lipca 2008, 16:57

Wczoraj z K. pojechałyśmy autobusem do sąsiedniego większego miasta. Obie założyłyśmy sukienki przed kolana, więc osobniki męskie miały sobie na co popatrzećWink. Gdy jeszcze czekałyśmy na przystanku na autobus, akurat w tą samą stronę co my się wybierałyśmy jechał mój sąsiad i nawet się nie zatrzymał!! Zresztą on nigdy się nie zatrzymuje, chyba nas nie lubi i wcale mu się nie dziwięTongue out.

 

Jak już dotarłyśmy do tego miasta, zaczęłyśmy się zastanawiać, którędy tu dojść na "ciągi". Ostatnio byłyśmy tam z moją siostrą, więc bez problemu wszędzie docierałyśmy, bo ona się w tym mieście uczy to mniej więcej wie gdzie co jest. Teraz musiałyśmy sobie radzić same i raczej nam się to udało.

 

Prawie na każdych pasach nam się nosiciele plemników zatrzymywali.

 

Kupiłam sobie spodnie i spódniczkę i zastrzegłam sobie, że nic więcej nie kupię i   jakoś udało mi się dotrzymać słowa.

 

Na koniec oczywiście nieśmiertelna wizyta w McDonaldzie.Laughing

 

Trochę się zagotowałyśmy wracając, bo po 50-minutowej podróży autobusem musiałyśmy jeszcze przejść do domów jakieś 2,5 kilometra...